gol

Niewątpliwą różnicą pomiędzy ekstraklasą i I ligą jest mniejsza świadomość taktyczna i wyszkolenie techniczne zawodników. Tomasz Hajto ze swoim legendarnym „to są właśnie te detale…” złapałby się za głowę, gdyby musiał komentować mecze naszej ligi. Najwyższa pora, żeby piłkarze Górnika odnaleźli się w nowej rzeczywistości.

Dlaczego na zapleczu ekstraklasy radzą sobie trenerzy bez większego doświadczenia w poważnej piłce, za to problemy mógłby mieć nawet sam Jose Mourinho? Ponieważ porównanie Wigier Suwałki, GKS-u Katowice i Zagłębia Sosnowiec do Manchesteru United, Chelsea i Realu przypomina sceny rodem z Monty Pythona. Z całym szacunkiem do drużyn występujących w I lidze, ale nie da się nauczyć interpretować Szekspira kogoś, kto ma problemy z płynnym czytaniem. Wielki trener może spędzić godziny na ciężkiej analizie taktycznej rywali, wskazywać swoim piłkarzom niuanse, które pomogą im pokonać najbliższego przeciwnika – a potem wychodzimy na boisko, piąta minuta spotkania, błąd w ustawieniu przy stałym fragmencie i jest 0:1. Taki mamy klimat.

Sędziowie w I lidze mają o wiele łatwiejsze życie niż w ekstraklasie. W telewizji pokazuje się niewiele meczów, do internetu potem trafiają jakieś skróty z przywitaniem zespołów, golami, najciekawszą paradą i jednym strzałem w słupek. Żaden Wit Ż. ani pan Sławek nie będzie wnikał w to, czy sędzia powinien puścić grę w 67. minucie, czy może obrońca gości powinien w tym momencie zobaczyć drugą żółtą kartkę. Kiedy mecz jest transmitowany na całą Polskę, a po nim eksperci mają swoje pół godziny w studiu, arbiter boi się niektórych decyzji i musi mieć oczy dookoła głowy. W przeciwnym razie otwiera się pole do popisu dla boiskowych brutali. Sędzia może powiedzieć zawodnikom, że jak chcą się kopać, to niech się kopią, tylko tak, żeby on nie widział – wówczas musiałby zainterweniować i wszyscy znajdą się w niezręcznej sytuacji. Ale skoro zdarzenia nie zobaczy 200 tysięcy telewidzów, to arbiter ze spokojem uzna, że nic się nie działo i nie będzie robił sobie dodatkowych problemów.

Przypomina mi się felieton piłkarza Dave’a Kitsona, w którym wyznał, że gdyby mógł zmienić jedną rzecz w swojej karierze, wskazałby na spadek z Premier League (w barwach Reading w 2008 roku). Uczciwie przyznał, że zrobił w życiu wiele głupich rzeczy – np. występ w reprezentacji narodowej przeszedł mu koło nosa przez jazdę na podwójnym gazie, co kosztowało go również utratę prawa jazdy – ale ta degradacja bolała go najbardziej. Po niej zmieniło się wiele rzeczy w jego sportowej karierze i choć przez kolejnych kilka lat grał jeszcze w klubach na wysokim poziomie, w jego głowie ciągle pojawiała się myśl „co by było, gdybyśmy wtedy nie spadli?”. Depresja i słabsze występy w Stoke wskazują, że wolałby utrzymanie i pozostanie w Reading od transferu i wyższych zarobków.

Niestety, spadek z Ekstraklasy jest już za nami i nie da się wykreślić tego faktu z historii klubu ani z głów piłkarzy. Da się jednak w pewien sposób odwrócić jego skutki. Awans wprowadzi graczy Górnika ponownie do wielkiej gry. W tej chwili nikt nie może poprawić losu większości zawodników, oprócz ich samych. Pamiętajmy przy tym, w jakiej lidze gramy. Awansu nie załatwią gwiazdorzenie, znane nazwiska i niezłe piłkarskie CV. Nie myślcie, że jesteście lepszymi albo bardziej rozpoznawalnymi zawodnikami – tu trzeba wyjść na boisko i wyszarpać zwycięstwo. Nie tylko w najbliższym meczu. W każdej kolejce. Same umiejętności niepoparte ambicją nie wystarczą. Piłkarze! Wiemy, że wielu z was ma w sobie na tyle talentu, żeby wrócić do Ekstraklasy. Teraz pokażcie, że na to rzeczywiście zasługujecie. Dzięki temu żaden z was nie będzie musiał za kilka lat zadawać sobie tego krępującego pytania „co by było, gdyby…?”.

 

(MK)