Od jednego z fanów otrzymaliśmy poniższy tekst, będący zarazem wspomnieniami oraz apelem na najbliższą przyszłość do wszystkich kibiców Górnika. Publikujemy go w całości, żeby każdy Żabol mógł się z nim zapoznać. Uwierzcie nam – naprawdę warto.

Jeśli nie jesteś prawdziwym kibicem Górnika Zabrze, nie czytaj tego tekstu. Szkoda Twojego i mojego czasu. Czas jest cenniejszy od pieniędzy. Możesz teraz zrobić wiele innych, interesujących dla siebie rzeczy: oglądać śmieszne filmiki, wrzucić selfie na facebooka, skomentować sweet focie koleżanki. Naprawdę. Nie musisz tego czytać. Jeśli jednak wciąż tutaj jesteś, wciąż czytasz te słowa, zostań ze mną do końca. Chcę Ci opowiedzieć pewną historię. Historię, której nigdy nikomu nie opowiadałem. Historię prawdziwego kibica Wielkiego Górnika Zabrze. Historię, po której

poczujesz dumę z tego, kim jesteś.

Miałem kiedyś przyjaciela. Mówiliśmy na niego Hasiok. Od najmłodszych lat chodziliśmy razem na Górnika. Mieszkaliśmy na Janku. U Hasioka w domu się nie przelewało. Jego ojciec pił i robił w domu burdy. Matka niezbyt interesowała się swoim synem. Ja miałem o niebo lepiej. Choć u mnie w domu też brakowało pieniędzy, moi rodzice byli poczciwymi ludźmi. Nieraz zdarzało się, że Hasiok u nas spał. W domu praktycznie go nie było. Całymi dniami szwędał się po osiedlu. Chodził w starych, brudnych ubraniach. Mieliśmy po dwanaście lat. Czasami mu w tym szwędaniu towarzyszyłem, czasami do późnego wieczora graliśmy w piłkę na Walce.

Pamiętam, że kiedy zbliżał się mecz Górnika, Hasioka ciężko było znaleźć. Nie było go w domu, nie było go w lesie, gdzie paliliśmy pierwsze fajki, nie było go na boisku. Nigdzie nie było Hasioka. Kamień w wodę. Na początku nie zwracałem na to uwagi. Myślałem, że po prostu gdzieś sobie poszedł. W dniu meczu przychodził po mnie zawsze trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem. Siedzieliśmy trochę u mnie, a potem ruszaliśmy w drogę na stadion. Magiczną drogę. Byliśmy zawsze mocno podekscytowani. Kiedy już widzieliśmy łunę reflektorów, czuliśmy się jak w niebie. Ciężko to opisać. Serce biło coraz szybciej, ściskało nas żołądku, dostawaliśmy wypieków na twarzy.

Któregoś dnia, oznajmiłem Hasiokowi, że nie idę na mecz, bo rodzice chcą jechać do Bytomia na urodziny cioci. Mecz był w sobotę, my mieliśmy jechać już w piątek po południu i zostać tam na weekend. Jechaliśmy do Bytomia tramwajem. Siedziałem przy oknie. Kiedy stanęliśmy na przystanku, jeszcze na naszym osiedlu, byłem wpatrzony w szybę. Jakieś sto metrów dalej zobaczyłem chłopaka, który wyskakuje z osiedlowego śmietnika, trzymał w rękach butelki. W pierwszej chwili go nie poznałem, ale zaraz spostrzegłem, że to mój przyjaciel Hasiok. To właśnie stąd dostał tę ksywkę.

Zastanawiałem się po cholerę zbiera ze śmietników butelki. Dopiero później zrozumiałem, że to znikanie Hasioka, kiedy zbliżał się mecz Górnika, miało jakiś cel. Hasiok chodził po całym osiedlu, zbierał butelki ze śmietników i je sprzedawał, żeby mieć na bilet. Kiedy to do mnie dotarło byłem w szoku. Dwunastoletni chłopak, mój przyjaciel, grzebie w śmietnikach, żeby mógł pójść na mecz ukochanego Górnika. PRAWDZIWY KIBIC. Kibic z krwi i kości.

Kiedy spotkaliśmy się następnym razem zapytałem go o to wprost. Na początku trochę się wypierał, ale w końcu przyznał się, że tak właśnie robi. Powiedziałem o tym mamie. Zapytałem jej czy nie moglibyśmy choć raz kupić Hasiokowi biletu. Mama się popłakała i oczywiście zgodziła.

Hasiok był bardzo szczęśliwy i wiele razy mi za to dziękował. Szliśmy jak zwykle razem, tą samą drogą co zwykle. Kiedy zbliżaliśmy się do stadionu, musieliśmy przejść przez ruchliwą ulicę. Spojrzałem na Hasioka. Był jakiś inny, wpatrzony w tę łunę nad stadionem. O coś go zapytałem, ale nie kontaktował. Ruszył przed siebie szybkim krokiem wprost pod nadjeżdżające auto. Nie pamiętam tego co było potem. Pamiętam jedynie pisk opon i takie głuche, puste uderzenie. I to, że zacząłem szybko biec w stronę domu.

Może nie było dane Hasiokowi obejrzeć meczu za czyjeś pieniądze? Może właśnie musiał sam na ten bilet zapracować zbierając butelki ze śmietników? Tego się już nigdy nie dowiem. Dziś mam już 40 lat, jestem na każdym meczu Górnika u siebie. I zawsze idę tą samą drogą, którą chodziłem z Hasiokiem. I zawsze idę na mecz z nim – dwunastolatkiem w starych, brudnych ubraniach. Prawdziwym kibicem Wielkiego Górnika. I zawsze kiedy widzę tę łunę nad stadionem, myślę o tym, że był to ostatni widok, który widział w swoim krótkim życiu. Piękny widok. Dla niego na pewno najpiękniejszy.

Jeśli przeczytałeś całą tę historię, to znaczy, że jesteś na dobrej drodze, by być PRAWDZIWYM kibicem Górnika Zabrze. Może nie tak oddanym jak Hasiok, ale jego naprawdę ciężko jest przebić. Mamy bardzo młodą drużynę, większość to chłopaki z regionu. Mamy świetnego trenera, który nie boi się stawiać na młodych. Loska, bracia Wolsztyńscy, Koj, Żurkowski, Wolniewicz, Hajda, Gryszkiewicz. Można by jeszcze długo wymieniać. To chłopaki, którzy za Górnika oddają swoje serce i zawsze w meczu dają maksa.

W tym sezonie wykręcają wynik ponad stan.

Bo:
– czy spodziewałeś się, że po awansie z 1 ligi, nasz Górnik przed końcem sezonu będzie na tak wysokim miejscu?
– Czy spodziewałeś się, że przez całą rundę jesienną będzie się mówiło o Górniku w samych superlatywach?
– Czy spodziewałeś się półfinału Pucharu Polski, być może finału?
– Czy spodziewałeś się, że pod koniec sezonu wciąż będziemy mieć duże szanse na grę w europejskich pucharach?
– Czy przed sezonem spodziawałeś się Kurzawy i Kądziora w reprezentacji?
– Czy spodziewałeś się, że mamy takiego piłkarza jak Szymon Żurkowski?
– Czy widzisz jaki potencjał ma Wojtek Hajda?

Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale ludzie, nie przesadzajmy. Dlatego jest mi wstyd za wszystkich tych, którzy po zremisowanym meczu (bo Górnik rzadko przegrywa) wieszają psy na tych chłopakach. Jest mi wstyd kiedy czytam komentarze, że “gówno grali” albo “z nich to już nic nie będzie”. Hasiokowi też byłoby za nich wstyd. Ludzie, którzy tak piszą, nie są prawdziwymi kibicami Górnika.

Na jesiennych meczach biliśmy rekordy frekwencji

Pełny, nabity stadion to jest to, co kibice kochają najbardziej. Ale nie tylko kibice, również piłkarze. Cała Polska o nas mówiła. Wszyscy nam zazdrościli drużyny i kibiców. Teraz na wiosnę jest już trochę gorzej. Słabsze wyniki drużyny, przekładają się na frekwencję. Jest wielu kibiców sukcesu, którzy przychodzą na Roosevelta tylko wtedy, jak drużyna wygrywa. Kiedy Górnikowi nie idzie, wolą pójść sobie na piwko z kolegami, wolą wydać te 30 zł na kino albo kebaba. To nie są prawdziwi kibice Górnika. Hasiok by się ze mną zgodził.

Czasy się zmieniły. Ludziom żyje się łatwiej niż kiedyś. Dziś kilkoma kliknięciami, nie wychodząc z domu możesz kupić bilet na mecz. Nic prostszego. Nie musisz latać po śmietnikach. Jak skończysz czytać ten tekst, zastanów się przez chwilę i zadaj sobie pytanie:

Czy jestem prawdziwym kibicem Górnika?

Czy moi kumple ze szkoły, koledzy z pracy są prawdziwymi kibicami Górnika, czy tylko tak mówią? Zastanów się czy możesz raz nie zjeść kebaba, raz nie pójść do kina, nie kupić sobie czterech piwek i zamiast tego kupić bilet na mecz. Najlepiej zrób to teraz. Pod wpływem chwili, kiedy czujesz się PRAWDZIWYM kibicem Górnika. Nie zastanawiaj się, bo jeszcze się okaże, że nim nie jesteś. Kup bilet dla tej młodej drużyny, kup bilet dla samego siebie.
www.bilety.arenazabrze.pl