Pieniądze nie grają – to wie każdy, kto mniej lub bardziej interesują się piłką nożną. Ile drużyn w historii pojawiło się i znikało, gdy na papierze (lub według „0” na koncie w banku) mówiło się „nowa siła ligi”? Pieniądze były, do klubu wagonami przywożono multum piłkarzy, którzy mieli zmienić obliczę drużyny i poprowadzić ją do sukcesów. Pieniądze trzeba umieć rozsądnie wydawać. Nie raz bywało tak, że klub X lepiej spisywał się, gdy kasa była pusta niż gdy było jej pełno.

Rok 2007. Górnik po heroicznej walce utrzymał się w Ekstraklasie. „Nagrodą” dla klubu było podpisanie lukratywnej umowy sponsorskiej z Towarzystwem Ubezpieczeniowym Allianz Polska. Sezon 2007/2008 był sezonem testowym, po wielu latach walki o utrzymanie, kibic Górnika Zabrze mógł pozytywnie spojrzeć w przyszłość. Klub prowadzony wówczas przez Ryszarda Wieczorka lokował się w środkowej części tabeli i miał przygotowywać się na atak o Europejskie Puchary w następnych sezonach. Plany zweryfikowało (jak zwykle) życie. Fatalny początek sezonu 2008/2009 kosztował posadę trenera Wieczorka i wtedy nastał czas na czarodzieja… „Białego czarodzieja”.

Henryk Kasperczak – bo o nim mowa – na Czarnym Lądzie zyskał przydomek „Biały Czarodziej”. W Mali prezydent Alpha Oumar Konare w dowód uznania podarował mu kawałek ziemi w stolicy kraju Bamako. W Montpellier miał w kadrze słynnego Rogera Millę. W Tunezji, gdy z Pucharu Narodów Afryki przywiózł srebrny medal, na lotnisku witał go 80-tysięczny tłum. Kasperczak miał w Zabrzu wielki kredyt zaufania. Trenera Wieczorka pożegnano po 4 pierwszych kolejkach, w których nie odniósł zwycięstwa (ba, nawet nie zdobył bramki). Popularny „Henry” nie potrafił odmienić zabrzan. Kasperczak przegrywał kolejne spotkania, a wszyscy wokoło kręcili z uznaniem głowami nad jego trenerskim kunsztem. Umiał zaczarować przełożonych. Niewielu trenerów w lidze przetrwałoby tak długo, utrzymując zespół na ostatnim miejscu. Kasperczak dostał w Zabrzu wolną rękę i robił, co chciał. Miał do tego prawo, ale zabrakło nadzoru. Bezkrytyczne uwielbienie szkoleniowca w pewnym momencie przekroczyło punkt krytyczny i przerodziło się w parodię. Kasperczak wygrał z Górnikiem 6 z 25 meczów, przegrał aż 12. Jedna wygrana w całym sezonie na wyjeździe, zresztą na neutralnym Stadionie Śląskim, pokazała prawdziwą wartość przeciętnej drużyny. Po raz pierwszy w historii klub przejadł ogromny budżet i kompletnie nie wiedział, jak go dobrze spożytkować. Oglądaliśmy nieumiarkowane i nieudolne transfery Kasperczaka, który łowił i naściągał osobników „piłkarzo-podobnych”, a klub płacił i pogłębiał dziurę budżetową.

O „Białym czarodzieju” w Zabrzu długo nie zapomną. Nie ze względu za zasługi, efekt sportowy znamy wszyscy, a o spektakularnej katastrofie reżyserowanej przez Kasperczaka. Po paru latach sytuację mamy podobną, Górnik jest w pierwszej lidze, do niedawna kadra pierwszej drużyny liczyła ponad 40 piłkarzy. Podobnie jak wtedy, wzrósł dług naszego klubu. Trwa odchudzanie Górnika, a dietetykiem jest Marcin Brosz. Może to właśnie On użyje odpowiednich czarów i fikcyjną magiczną pałeczką, mająca moc wywoływania nadnaturalnych zjawisk, zmieni oblicze naszej drużyny. Powoli już to robi, coraz śmielej stawiając na młodych piłkarzy. Może to nie czarodziej, ale kierownik budowy z prawdziwego zdarzenia…

 

AW